4.Cierpiętnice.

Taką właśnie rolę nam przypisano. Nam kobietom. Cierpieć i nieść krzyż. Tak mówiła moja babcia, zapewne jej babcia i wszystkie inne babcie na świecie. Kobieta spontaniczna i uśmiechnięta, często kojarzy się z kobietą niedorosła, z mała dziewczynką. Zato już kobieta, która cierpi, to chleb powszedni. Taka kobieta jest dorosła, bo w dojrzały sposób przechodzi przez życie, dzwigając swój cieżar jak i ciężar innych. Dźiwgając belkę na plecach, która skutecznie ma ją przygiąć, a już najlepiej usadzić w kącie razem z także przygarbionym szarym kotem. Oczywiście zaraz obok kota jest świeczka. I tak właśnie mijają długie popołudnia z kotem, na rozważaniach nad życiem i jego całą niemoralnośćią i niesprawiedliwością. Ile razy widziałyśmy inne koleżanki, matki i babki, albo same siebie w takiej pozie, albo z takim podejściem do życia? “Bo ja mam najgorzej! Bo on mnie skrzywidził! Bo życie jest niesprawiedliwe! Bo wszystkim jest lepiej niż mi! Bo mi nikt nie pomaga! Bo ja samotna! Bo dzieci! Bo praca! Bo życie to jest do dupy!”

Niejedna z tych belek była nam zarzucona przez społeczeństwo, przez rodzinę i tak już została i towarzyszy nam jak cień. Niekóre z nich same odpadły, a my dalej myślimy, że je dzwigamy, bo nie patrzymy za siebie, a tym bardziej nie patrzymy na siebie z boku, wciąż przebywając w raniącym samopostrzeganiu siebie samych. Cierpieć jest ciężko, chociaż przychodzi nam ono najłatwiej. Doświadczać ból jest trudno, ale o wiele łatwiej jest wyobrazić sobie nas samych cierpiących do końca życia, niż cieszących się każdym dniem. Poporosiłam kiedyś moje siostry, żeby zamknęły oczy i wyobraziły sobie ciężkie życie, w bólu i przygnębieniu. Obraz wyświetłił im się natychmiastowo. Poproszone o namalowanie malunku, gdzie ból, cierpienie, wkurw, złość nie istnieję było o wiele cięższym zadaniem. Tak już się nauczyłyśmy, zamartwiać o wszystko i wszystkich.  Skoro posiadłyśmy tę umiejętność, nie warto przecież nauczyć się czegoś nowego. Lepiek jest bazować na tych technikach, które były dostępne prze dziesiątki lat. Dlaczegoby nie nauczyć się nowych technik, tak szeroko dostępnych w dobie technologi i zmienić podejście do życia? Dlaczego by nie przestać mówić: „Życie, kurwa”.

Zastanawiając się dzisiaj na który temat pisać, wybrałam ten- „ Cierpiętnice”. Aż się boję, że wywołałam to, o czym właśnie się dowiedziałam. Zadzowniłam do Moni, kobiety z twarzą zawsze przykrytą gęstą warstwą make-upu, ale wyjątkowo nie tym razem. Monika odebrała telefon ze szpitala, gdzie przebywa od parunastu godzin z całkowitym niedowładem ręki i być może.. po udarze. Zamiast cieszyć się, żę palce u ręki powoli się ruszają, ona woli zamartwiać sie o to, że będzie musiała iśc na zwolnienie i zakończyć swoją karierę jako masażystka. „Co ja teraz zrobię. Nie umie nic innego robić. Nawet gotować!” – powiedziała. Monika całe swoję życie zajmowała się swoją rodziną, swoim schorowanym ojcem, i swoimi wszystkimi kochankami, którzy potrzebowali kogoś, kto się będzie dla nich zarzynać. Bardzo ciężko jest jej wmówić, że jest odpowiedzilana tylko za siebie i tylko o siebie powinna dbać. O siebie, piękną kobiete z piegami, które przykrywa pudrem lub opala na solarium. Ma złote serce, kolorowe sukienki, ale życie takie szaro – bure, bo przecież sama nadaję mu taki wydzwięk.

„Bo ja mam najgorzej! Bo on mnie skrzywidził! Bo życie jest niesprawiedliwe! Bo wszystkim jest lepiej niż mi! Bo mi nikt nie pomaga!”. To słowa mojej ciotki, które słyszałam niemalże codziennie. “Życie jest niesprawiedliwe!”. Oczywiście są ludzie, którzy mają lepiej niz ona i dostają więcej wsparcia od bliskich. Bo on się nią nie zajął tak jak ona tego chciała! Wina jest jego, ich.. ale na pewno nie jej! I tylko ona cierpi. Dlaczego ludzie wciąż wyrzucają z siebie te wszytskie żale, tylko po to aby wyłasić ciepłe słowo lub przutulenie. Chcą znowu być małą Zosią, mała Patusią, którą trzeba utulić, i powiedzieć, „Tak, ty masz racje, ty masz najgorzej” i wierzyć, że humor poszkodowanej od razu się zmieni. Kiedy  ta mała Patusia, miała kolejną magiczną terapie, czarodziej powiedział „Patrycja, przestań być cierpiętnicą i działaj. Zmień się. Otwórz oczy!” . Przecież  o wiele łatwiej jej było, strzelić focha, pooddychać trochę bardziej głeboko i powzdychać,  tak żeby oprawca usłyszał jak cierpni. Najłatwiej było stanąć okoniem do całego świata, i krzyknać „ Dlaczego ja! Co ja takiego zrobiłam”?

Mój proces zaprzestania obarczania winom innych, rozpoczął się wraz z kłotnią z rodzicami. Zamiast dalej im zarzucać to i owo, zaczęłam zastanawiać się dlaczego to zrobili i zaakceptowałam, to co sie stało po to, żeby nie powtórzyc tego błedu. Tak samo w moich związakach, zaczęłam szukać mojej winy, moich niedoskonałości, aby stać sie świadomą bycia oprawcą dla siebie samej jak i innych. Wszystko to co inni mi wyczynili, w wielu przypadkach zrobili to za moją cicha zgodą. To ja wplątałam sie w związek, to ja przyjełam głupią pracę i nie umię jej zostawić dopóki nie rozwale sobie kręgosłupu, ramienia czy psychicznie nie wydolę.  To ja kurze fajki i biedny oczyszczacz powietrza w moim domu, myśli o sobie źle, bo nie daje rady wyciągnąć tego dymu ,który jego właścicielka kurzy codzień. To my podajemy obiady, mężom i ojcom, którzy sobie pozwolili na parę słów za dużo noc wcześniej. To my wolimy żyć w zimnym, wielkim domu, z kimś kogo nienawidzimy dawno zamarniętym już sercem, tylko po to, żeby doczekać się sprawiedliwośći, która nie nadejdzie, wysłuchując obelgi na nasz temat.

Niewidzialną belkę dzwigała też “ona”. Zobaczyła ją dopiero po wypiciu halucynogennych grzybów. Belka ją przygniatała, a na jej powierzchni stała cała kilkupokoleniowa rodzina, dzierżąca piętno śmierci. “Ona” pamięta ze swojego dzieciństwa pogrzeby. Jej mama ciągle zostawiała ją samą w domu, z nieumiejącym gotować  ojcem, bo musiała śpieszyć na pogrzeb kolejnego członka rodziny. Mama, która przejmowała się co sąsiedzi powiedzą bardziej tym, niż przytuleniem się do swojej małej córci. Mama, która gotuję 5 rodzajów mięsa kiedy wpadasz w gośći i mama która przeszła 4 udary, bo ją życie i stres tak wykańczały. I to wszystko, zeszło z mamy Jadzi, na “Oną”, która teraz, otoczona miłościa w swoim domu za kołem podbiegunowych, zamartwia sie codzień, co to będzie, jeśli to i jeśli tamto. “Ona” na szczeście pracuję nad swoją belką i już widać ogromne poprawy, śledzać rysy jej twarzy i coraz bardziej wyprostowaną sylwetkę.

Mamy chyba dwa wyjścia, tak jak w moim ulubionym kawale (Albo się ożenisz albo nie ożenisz. Jak się ożenisz toś przepadł, a jak się nie ożenisz, to masz dwa wyjścia. Wygooglujcie!).  Albo akceptujemy belkę albo ją zrzucamy. Albo siedzimy z kotem i świeczką przy kaloryferze, albo bierzemy psa na spacer i wdychamy rześke powietrze! Wiadomo, że cieplej i wygodniej jest na kocu pod oknem, choćby piździło zza szyby, ale jest dla nas lepiej gonić się z psem, oddychać czystym powietrzem i może wpaść na jakiegoś innego właściciela psa. Wiem, że jest cieżko, nawet mi samej, napisać na mediach społęcznościowych , ale tak szczerze nie tylko na pokaz„ Mam super pracę. Jest mi cudownie”. O wiele łatwiej jest wypisywać obelgi na wszystkich i siebie samego. O wiele łatwiej jest zganić się o świcie, że się tego i tego nie ma, że wszystko jest tak jak być nie powinno i oczywiście nie ma w tym naszej winy. Jest lżej zrzucić odpowiedzialnośc na innych, kiedy nam sie nie chce dupy ruszyć albo zwyczajnie uzmysłowić, że dupe daliśmy my sami i zapędziliśmy sie gdzieś w kozi róg, gdzie narzekających kóz pod dostatkiem. Przyglądnijmy się rozmowom z naszymi przyjaciółmi. „ Ten ma to i tamto. Ja nic nie mam. Tamta ma kiecke taką i taką, a ja dalej w spodniach. Za mało mam czasu, za dużo wszystko kosztuje, za dużo ode mnie chcą, za mało mi dają. Ah.. napijmy się!” Czy nie jest właśnie tak? Cieszę się niezmiernie, że poznałam ostatnimi laty ludzi, którzy maja mało, ale to doceniają. Mają swoje pasję, czas dla swoich dzieci, czas dla siebie samego, kupują mniej , uśm iechają się więcej, potrzebują coraz to mniej i żyją pełną piersią. Cieszą sie na twój widok i doceniaja krótkie chwile z tobą planując kolorową przyszłośc, a nie rozgrzebują starocie, w których i tak nie wyszukują żadnych znaczeń, które faktycznie mogłyby im pomóc zerwać z belkami swoich matek, babć i prababek. Cierpiętnictwo nie jest sexy, nie jest fajne więc dlaczego, jest tak często uprawiane! Chyba ważną rolę muszą odegrać ci co cierpieć nie chcą. Nie tulcie, nie rozczulajcie się nad nimi! Powiedzcie,” Zepnij pupe, wyciągnij wnioski i działaj, bo nikt tak jak ty nie jest w stanie naprawić twojego życia i sprawić, że będzie pełne i piękne. Zajmij się sobą, a nie wszystkimi i od razu będziesz mieć więcej czasu i energi”.  W życiu trzeba dążyć do balansu. My już tyle wycierpiałyśmy, że czas wreszcie zacząć się cieszyć, żeby zachowac równowagę. Radością można zarażać i to ją powinniśmy rozprzestrzeniać! Kij w oko wszystkim tym, które chcą gnuśnieć w cierpieniu i skomentują mój felieton „ Tej to łatwo mówić”. Nie było łatwo mówić, dlatego, zaczełam pisać i dzięki temu, o wiele łatwiej jest mi tym mówić!

Previous
Previous

5.Pomaganie.

Next
Next

3. Kobiecy strój.