OKRES. MYŚLI ZALANE. 1. Nauczycielki.
Słowo „Natura”, jak wynika z zasad gramatyki, jest rzeczownikiem rodzaju żenskiego. Natura była, jest i będzie kobietą. Amen. Jest naszą najlepszą nauczycielką, wzorcem, inspiracją. Jest naszą, tak jak i my jesteśmy jej częścią. Jest nami, tak jak i my jesteśmy nią. I tak właśnie jest, a przynajmniej powinno być między nauczycielkami a studentkami. W trakcie procesu nauczania obie, wcielają się w obie role: dawcy i biorcy wiedzy. Obie, opuszczają salę wykładowczą, z większą wiedzą niż tą, którą przyniosły w swoich tornistrach z książkami, lub workami na buty do tanga. Miałam w życiu wiele nauczycielek, które podzieliły się ze mną swoją wiedzą. Sama stałam się nauczycielką i dalej uczę się, od tej z najwyższej instancji, natury.
Wysiadując mój parapet, jak kura na grzędzie, spoglądałam znowu na moją ulubioną ulicę w Oslo. Asengata. Ulica wygląda inaczej niż miesiąc temu. Wtedy była oświetlona słońcem i lekko przypruszona śniegiem. Wtedy, w marcu. Dziś, jesteśmy w połowie kwietnia, a za oknem duje śniegiem a promyków słońca, wedle prognozy pogody nie zobaczę aż do jutra. Świadkiem tej pogody jest jak zawsze, to wielkie drzewo po drugiej stronie chodnika. Zmieniło się i ono. Dzisiaj odkryłam, że ma pierwsze pączki w kolorze blado żółtym. Dosłownie w tej chwili, pod drzewem, kicnął labrador i zdecydował się siknąć właśnie w tym miejscu. Tak po prostu, przy przechodniach, w pełnym świetle, tak jakby nigdy nic. Nie szkodziło mu, że śnieg pada mu w oczy, po prostu usiadł, zrobił swoję i zaczął myrdać ogonem. Były to suczka, więc idealnie wpisała mi się w obraz żeńskiej natury. Drzewo już się wystroiło we wiosenne liście, puściło pąki, zaczęło wydzielać cudowną woń, aż nagle..przyszła zmiana pogody, którą drzewo zwyczajnie akceptuję z majestatyczną cierpliwośćią. Widać nie było mu dane puścić kolejnych pędów dzisiaj, a zamiast za to ochrania te, które puścił wczoraj. Pomimo tego, że i ono, tak jak reszta Norwegów wyczekuje upragnionej wiosny, zaakceptowało to co się dzieje na zewnątrz i zrozumiało proces, w którym uczestniczy. Proces oczekiwania, którego wszyscy tak bardzo nie lubimy, będąc wciaż niecierpliwi i ślepo zajęci biegiem. Cierpliwość, to chyba jedna z najpiękniejszych oraz najtrudniejszych lekcji jakich uczy nas natura. Drzewo wie, że zakwitnie prędzej czy później, obleczę się w różowe kwiaty i zielone liśćie, zagęści tak, że żadna ptaszyna niebędzie w stanie przejść po gałęzi bez dostania „chlapacza” od liści prosto w dziub. Będzie piękne i ja będe na niego spoglądać popijająć moje poranne latte. Ale to tego wszystkiego, potrzebna jest cierpliwość, której tak bardzo nam brakuję.
Do pokazania swego wewnętrznego piękna, namawiała mnie Mabel, argentyńska nauczycielka tanga, pochodząca z Rosario. Mabel o włosach kruczych, kręconych, z twarzą przykryta piegami i uśmiechem szerszym niż kiedykolwiek widziałam u kogokolwiek. Mabel, która przestała mnie nazywać aniołem, kiedy zdecydowałam się nie być w romantycznym związku z jej kolegą. Mabel, która była moją nauczycielką, ale aniołem pozostaję do dziś. W małym miasteczku C, na północy Hiszpani, w obdartym z cegieł domu, z kurzem w powietrzu, starą architekturą, ale z nowym drewnianym parkietem, brałam lekcje z tą nauczycielką. Mabel ma około 50 lat, urode 35 latki, a serce 15 dziewczynki z kucykami. W męskim świecie tanga, spotkanie takiej pani profesor, to rarytas. Chcąc podążać za moim męskim prowadzącym, zagubiłam swą kobiecośc, swoje tempo i swój wdzięk. Może nawet jego nie zagubiłam, bo dalej nie wiedziałam, że on istnieje. Biorąc prywatną lekcję, Mabel stała się moim przewodnikiem, a ja podążającą, która umiała tylko podążać, ale jeszcze nie wyrażać siebie. Kazała mi wybrazić sobie, że mam bandoneon(akordeon) w moim brzuchu, ustawiony pionowo i z każdym wdechem rozciągać go wzdłuż mojego kręgosłupa. Powiedziała, żebym stała się poezją śpiewaną i zaczęła wyrażać siebie, w znany tylko mi sposób. Chciała, zebym podążając, dała sobie czas na wyrażenie siebie, danie odpowiedzi, zakończenie zdania, postawienie kropki nad „i”. Ciało, które nie umie się wyrażać, rozciągać, przeciągać, zginać i wyginać się, nie wie, że może malować obraz, zapisywać nuty swoim ruchem. Nie wie, że bez tej nauki pozostanie kupą mieśni, martwym pędzlem lub czystą pięciolinią. Ciało, które dostało takowe przyzwolenie od swojego mistrza, zacznie w tych wszystkich kierunkach się wywijać, zawijać, pokazywać swój koloryt i wartość. I takie przyzwolenie, na bycie sobą, pod czujnym okiem nauczycielki, która daję ci przestrzeń ku temu, to najlepsza lekcja jaką można dostać. Nie jest łatwo zdobyć się na wyrażanie siebie poprzez ruch, ale kiedy spogląda na ciebie anioł, z tym ogromnym uśmiechem, rozkochanymi oczyma i akceptacją, którą widać na każdej zmarszczce, jest o wiele łatwiej , przyjemniej. Taki anioł potrafi, zmienić to co ty o sobie myślisz w niecałe 55 minut lekcji i sprawić, że przez całe życie będziesz myśleć czy dźwigasz akordeon w swoich trzewiach. Mabel pokazała mi nową ścieżkę i nową mnie. Przypomniała mi, że w moich żyłach są głównie estrogeny i progesteron i własnie taką, pełną hormonów powinnam pokazywać siebie światu. Kobiecą, przyjmującą i dającą odpowiedź w wybranej przezemniej jakośći, ilośći i wartości.
Olga, której nie widziałam już dwa miesiące, moja najlepsza przyajciółka z As (Ozzzz), nauczyła mnie wdzięcznośći. Kiedy zdecydowałam, na dobre rozwieść się z moim mężem, nazajutrz przyjechała do mnie i uczyła mnie wdzięcznośći, do mojego męża, który znikł na dobre, pozostawiając dużo smutku poupychanego w każdy kąt naszego mieszkania. Zamiast wykrzykiwać okrutne wyrazy, określenia w jego kierunku, Olga nauczyła mnie małego wierszyka, „ Honomonopono”.„ Dziekuję. Kocham Cię . Wybacz. Przepraszam”. I taką właśnie regułkę miałam klepać godzinami, myśląc o mężu, wysyłając mu miłość i wdzięczność prosto z serca. Szaleństwo! Rozbój w biały dzień! Ale właśnie od tego czasu, a mija już 4 lata, tak staram się traktować wszystkich tych, którzy zajdą mi za skórę, lub tych którzy mimo szczerych chęci nie zostają u mojego boku. Była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza lekcja, która dostałam w życiu. Tę dostałam całkowicie za darmo, nawet moja nauczycielka musiała dopłacić do swojego biznesu zworząc do mojego domu siaty jedzenia, zabierając mnie na kawe i ciacho, płacąć za benzynę. Przyjechała nie proszona wypchana po uszy wiedzą o tym, jak należy traktować innych ludzi. Innych, którzy też chcą dobrze ale im nie wychodzi i najprościej w świecie rezygnują z dalszej walki. Nauczyła mnie, że jesteśmy tylko ludzmi, którzy błądzą, chociaż mają dobre zamiary. Jej lekcja, którą dostałam była prawdziwa, szczera, prosto z serca. Lekcja miłośći, której nigdy nie otrzymałam w podstawówce, liceum czy na studiach. Lekcja, którą powinna byc obowiązkowym przedmiotem w szkołach. Lekcja, która pozwoliłaby ludziom patrzeć na innych jak na nas samych zranionych, szukających miłośći, wrażliwych. Lekcja, bez której nie byłabym gdzie jestem, bez której nie przebaczyłabym ani jemu ani sobie. Bez której nie byłabym w stanie zrozumieć, że kochałam, raniłam, ale i otrzymywałam.
Sama zostałam nauczycielką. Byłam i będe zawsze studentką, i tak też chce, żeby patrzyli na mnie moi studenci tanga. Nie jak na Boga, który umie więcej niż oni, ale jak na kogoś kto ma wiedzę, ale dalej się uczy, i to najwięcej od swoich studentów. Piekarz, nie upiecze dobrego chleba, jeśli nie pozna sie na walorach mąki, zachowaniu drożdzy. Musi wiedzieć jakie są mechanizmy, które nimi kierują, po to, żeby ów piekrz był w stanie wypiec najrumieńszy, najpulchniejszy i oczywiście z chrupiąca skórką! chleb. Nigdy nie traktuje studentów tak samo, a już broń Boże jak kogoś kto zapłacił, chce dostać lekcję i wyjść z wiedzą. Każdy jest inny, wnosi inną energie, inną historię, ma inny humor, ciało i możliwośći. Każdy rozumie słowo ”krok” inaczej i tutaj właśnie jest pole do popisu dla nauczyciela. Odnaleść wpólny język ze studentem i pokać mu to czego chcemy go nauczyć w przestrzeni, którą on zrozumie. Piłkarz, niech myśli, że kopie piłkę, prezentując swoją kostkę podczas robienia obrotu. Jogini, niech cieszy się nie z postawionego kroku, ale z przeniesienia wagi z jednej nogi na drugą, bo to w trakcie ruchu, podczas tego momentu mindfullness, dzieje się magia. Analityk, może rozkładać figurę na częśći pierwsze, tak żeby pojąc mechanizm figury i przygotować wzór wedle, którego zbuduję kroki. Moi uczniowie, prędzej czy poźniej wychwytują, że nie uczę ich tylko tanga ale i szacunku do drugiej osoby i samego siebie. Uczą sie dbania o nasze wnętrzę, spokoju, cierpliwośći a nie tylko figur. Niektórzy, takiej wiedzy mówią nie, ale tylko dlatego, że nie są gotowi na taką naukę, wtedy to ja staję sie ich studentem i uczę się od nowa, jak traktować ludzi tylko jak mase mięśni i zbiór wymagań. Ludzi, którzy chcą brać to co chcą, a nie to co potrzebują. W tym sie kryję dalej moja nauka, którą ja dalej musze przestudiować. I tak właśnie stajemy sie uczniami naszych uczniów, lub nauczycielami naszych nauczycieli, którzy sa gotowi na nowe doznania, nowe spostrzeżenia i nowe oblicze, tego co myśleli, że już wiedzą.